Zdjęcia do reportażu tradycyjnie rozpocząłem od przygotowań Młodej Pary w domach rodziców. Żeby odnaleźć obydwa miejsca trzeba było trochę poszukać, bo nawigacje mimo wszystko nie zawsze się sprawdzają tak jakbyśmy tego chcieli 🙂 Szczęśliwie obydwie udało się odnaleźć „w czasie”, także na zdjęcia miałem odpowiednią ilość czasu.
Po przygotowaniach oraz błogosławieństwie dość szybko musiałem przemieścić się do kościoła – uroczystość w domu skończyła się bowiem 20 minut przed mszą, a do przejechania było dobre kilka kilometrów 😉 Ja dodatkowo trochę ich nadłożyłem i przez to dystans pomiędzy samochodem a kościołem przebyłem już naprawdę szybko. Jak jednak wspomniałem na wstępie koniec końców wszyscy zdążyli i ceremonia mogła się rozpocząć…
W kościele w Zbrachlinie fotografowałem raz, kilka lat temu. Pamiętałem bardzo dobrze jego położenie na wzniesieniu na które wchodzi się wysokimi i naprawdę stromymi schodami, ale równie mocno w pamięć wbił mi się miejscowy ksiądz proboszcz z przemiłym, wyjątkowo charakterystycznym zaśpiewem 😉
Po ceremonii oraz życzeniach udaliśmy się w drogę do sali Gracja w Bądkowie, gdzie z tego co pamiętam fotografowałem już chyba 3 razy. Eleganckie, nowoczesne wnętrza, dużo luster, sporo miejsca i jasne kolory – czego chcieć więcej? 🙂
Przy pracy na kilka lamp sala daje spore możliwości, ale również rzuca wyzwanie pokaźnymi, lustrzanymi filarami które pokazują bezwzględnie wszystko i kryją w sobie wiele pułapek. Z ustawieniem lamp na statywach i ich mocami kombinowałem w zasadzie przez większą część wesela, dzięki czemu ostatecznie miałem dość różnorodnie poświecony materiał do selekcji.
Zobaczcie jak było na tym gorącym i przemiłym weselu 🙂
Na miejsce pleneru wybraliśmy lasy wokół jeziora w Suchatówce, niedaleko Torunia. Tak się jednak złożyło, że jechaliśmy tam… dwa razy. Za pierwszym razem podczas drogi na miejsce pogoda zaczęła się lekko łamać, by totalnie się zepsuć jak byliśmy już na miejscu. Niestety nasze terminarze oraz warunki pogodowe przesunęły realizację zdjęciowej sesji plenerowej o dobre kilka tygodni. Ostatecznie ponownie spotkaliśmy się na miejscu w połowie listopada, w słoneczne i całkiem ciepłe, jesienne popołudnie. Warunki, które zastaliśmy w stu procentach wynagrodziły pierwsze, nieudane podejście do sesji.
Piękne światło padające praktycznie od boku, lekki wiatr, śliczne kolory… zobaczcie sami!