Nareszcie nadeszła ta chwila, że mogę podzielić się z Wami… ostatnim reportażem z zeszłego sezonu. Z przyczyn niezależnych od nikogo nie udało nam się umówić na plener ani w zeszłym roku (jesień była już wtedy przecież wyjątkowo mało malownicza), ani w pierwszej połowie tego roku. Ostatecznie sesję poślubną wykonaliśmy, i reportaż jest nareszcie kompletny. Przyznam się, że bardzo byłem ciekawy efektu końcowego, i bardzo się ucieszyłem że zdjęcia ostatecznie zostały zakończone.
Na pierwszych zdjęciach z Olą i Przemkiem, wspólnie z filmowcem Wojtkiem Lewickim spotkaliśmy się na sesji narzeczeńskiej w Gdańsku. Doskonale pamiętam, jak w połowie 200-kilometrowej trasy, jadąc A1 przedzierałem się przez strugi deszczu i zaczynałem powątpiewać w możliwość pomyślnego zakończenia wyjazdu. Szczęśliwie już przed Pruszczem przestało padać, a ostatecznie niebo w praktycznie pełnym górnym zachmurzeniu dawało nam przyjemne światło. Zdjęcia rozpoczęliśmy od gdańskiej Starówki na której zresztą już kilkukrotnie miałem okazję fotografować plenery (a do tej pory najbardziej pamiętam chyba ten pierwszy, z Kamilą i Przemkiem). Miejsc do zdjęć jest tam bez liku, chociaż z tej sesji mi osobiście najbardziej podobają się te na tle nowoczesnego apartamentowca nad Motławą – następnym razem zwrócę jeszcze większą uwagę na ten budynek. Po zdjęciach w mieście na chwilę skoczyliśmy na kilka nadmorskich kadrów na Wyspę Sobieszewską.
W dniu ślubu i wesela Oli i Przemka pogoda również nie pozwalała spokojnie spoglądać w przyszłość… Po przygotowaniach i błogosławieństwie rodziców pojechaliśmy do kościoła pw. św. Maksymiliana we Włocławku. Za każdym razem gdy mam okazję fotografować tam ceremonię ślubną nie mogę się nadziwić, ile tam jest okazji do ciekawych kadrów! Samo podejście do Młodej Pary podczas samych zaślubin jest w zasadzie tak wygodne, że w przypadku fotografowania solo można pokusić się o zdjęcia z ogniskowych 85 i 135mm. Tym razem pracowałem z dwojgiem (świetnych!) operatorów, wybrałem więc tylko pierwszą z nich.
Gdy wyszliśmy z kościoła na dworze już lało. Po przejechaniu 100m na Młodą Parę i cały orszak czekała świetna brama przygotowana przez Anwilową ekipę z Klubu Kibica H1. Zdjęcia zdecydowanie były tego warte, ale nie też nie pamiętam kiedy ostatnio tak zmokłem z aparatem w ręku (-; Co ciekawe tuż po odpaleniu rac do kibiców na sygnale podjechała straż miejska, która przypadkiem przejeżdżała nieopodal. Na szczęście municypalni przymknęli oko i obyło się bez mandatu. Ostatecznie w strugach deszczu dojechaliśmy na wesele do znanego i lubianego hotelu ViWaldi w Baruchowie. Zbieg okoliczności był taki, że poprzednim razem na tej sali, na weselu Angeliki i Filipa też współpracowałem z Wojtkiem. Po życzeniach, obiedzie i pięknym pierwszym tańcu imprezę rozkręcił DJ Nawroś, czyli mój stary kolega z wczesnego dzieciństwa. Po latach spotkaliśmy się z Czarkiem pierwszy raz u Kasi i Mariusza, swoją drogą też kumpla z podstawówki – mały ten świat (-; Tak samo jak wtedy, tak tutaj też poleciał set klubowy, i tak samo jak wtedy nie mogłem wyjść z podziwu jak bardzo taka muzyka może pójść na weselu.
Jak wcześniej Wam wspomniałem mieliśmy pewne problemy ze znalezieniem odpowiedniego terminu na plener. Tydzień po weselu Oli i Przemka miałem jeszcze przyjemność fotografować ślub Agi i Mateusza, w dodatku w ostatnim terminie okienka w pandemii. Z powodu wyjazdu Młodych tamten plener zrobiliśmy 2 dni po weselu, a później pogoda się skończyła, i na sesję umówiliśmy się na moją najbardziej ulubioną polanę na świecie, gdzie poza zdjęciami z ziemi złapałem również jakiś kadr z drona. Zdjęcia z konfetti które widzicie pod koniec sesji wydłużyły nam pobyt na łące o dobrą godzinę – wszystko trzeba było przecież posprzątać (-:
Postaram się szybko wrócić z podsumowaniem sezonu 2020, bo to już najwyższa pora.